[{{mminutes}}:{{sseconds}}] X
Пользователь приглашает вас присоединиться к открытой игре игре с друзьями .
Solaris. Stanisław Lem
(1)       Используют 11 человек

Комментарии

Ни одного комментария.
Написать тут
Описание:
Книга на польском языке
Автор:
Задача_дня
Создан:
3 февраля 2018 в 17:24 (текущая версия от 10 сентября 2021 в 13:04)
Публичный:
Нет
Тип словаря:
Книга
Последовательные отрывки из загруженного файла.
Содержание:
795 отрывков, 379460 символов
1 Stanisław Lem
Solaris
Przybysz
O dziewiętnastej czasu pokładowego zszedłem, mijając stojących wokół studni, po metalowych szczeblach do wnętrza zasobnika. Było w nim akurat tyle miejsca, aby unieść łokcie. Po wkręceniu końcówki w przewód, wystający ze ściany, skafander wydął się i odtąd nie mogłem już wykonać najmniejszego ruchu. Stałem - czy raczej wisiałem - w powietrznym łożu, zespolony w jedną całość z metalową skorupą.
2 Podniósłszy oczy, zobaczyłem przez wypukłą szybę ściany studni i wyżej schyloną nad nią twarz Moddarda. Znikła zaraz i zapadła ciemność, bo z góry nałożono ciężki ochronny stożek. Słyszałem ośmiokrotnie powtórzony świst motorów elektrycznych, które dociągały śruby. Potem - syk wpuszczanego do amortyzatorów powietrza. Wzrok przywykał do ciemności. Widziałem już seledynowy kontur jedynego wskaźnika.
3 – Gotów, Kelvin? - rozległo się w słuchawkach.
– Gotów, Moddard - odpowiedziałem. - Nie troszcz się o nic. Stacja cię odbierze - powiedział. - Szczęśliwej drogi!
Nim zdążyłem odpowiedzieć, coś zgrzytnęło w górze i zasobnik drgnął. Napiąłem odruchowo mięśnie, lecz nic więcej się nie stało.
– Kiedy start? - spytałem i usłyszałem szmer, jakby ziarenka najdrobniejszego piasku sypały się na membranę.
– Lecisz już, Kelvin.
4 Bądź zdrów! - odpowiedział bliski głos Moddarda. Zanim w to uwierzyłem, na wprost mojej twarzy rozwarła się szeroka szczelina, przez którą zobaczyłem gwiazdy. Na próżno usiłowałem odszukać alfę Wodnika, ku której odlatywał Prometeusz. Niebo tych stron Galaktyki nic mi nie mówiło, nie znałem ani jednej konstelacji, w wąskim okienku trwał roziskrzony kurz. Czekałem, kiedy pierwsza gwiazda zafiluje. Nie dostrzegłem tego.
5 Zaczęły tylko słabnąć i znikały, rozpływając się w rudziejącym tle. Zrozumiałem, że jestem już w wierzchnich warstwach atmosfery. Sztywny, otulony pneumatycznymi poduszkami, mogłem patrzeć tylko przed siebie. Wciąż jeszcze nie było horyzontu. Leciałem i leciałem, wcale tego nie czując, tylko powoli, podstępnie, ciało moje oblewał żar. Na zewnątrz zbudził się cichy, przenikliwy świegot jakby metalu po mokrym szkle.
6 Gdyby nie cyfry, wyskakujące w otworze wskaźnika, nie zdawałbym sobie sprawy z gwałtowności upadku. Gwiazd już nie było. Przeziernik wypełniała ruda jasność. Słyszałem ciężki chód własnego tętna, twarz paliła, na karku czułem zimny powiew klimatyzatora; żałowałem, że nie udało mi się y zobaczyć Prometeusza - musiał być już poza zasięgiem widoczności - kiedy automatyczne urządzenie otwarło przeziernik.
7 Zasobnik zadygotał raz i drugi, zawibrował nieznośnie, drżenie to przeszło przez wszystkie powłoki izolacyjne, przez powietrzne poduszki i wtargnęło w głąb mego ciała - seledynowy kontur wskaźnika rozmazał się. Patrzałem na to bez strachu. Nie przyleciałem z tak daleka, aby zginąć u celu.
– Stacja Solaris - powiedziałem. - Stacja Solaris, Stacja Solaris! Zróbcie coś. Zdaje się, że tracę stabilizację.
8 Stacja Solaris, tu przybysz. Odbiór.
I znowu przegapiłem ważny moment ukazania się planety. Rozpostarła się olbrzymia, płaska; z rozmiaru smug na jej powierzchni mogłem się zorientować, że jestem jeszcze daleko. A właściwie - wysoko, bo minąłem już tę niepochwytną granicę, u której odległość od ciała niebieskiego staje się wysokością. Spadałem. Wciąż spadałem. Czułem to teraz, nawet zamknąwszy oczy.
9 Otwarłem je natychmiast, bo chciałem jak najwięcej widzieć. Wyczekałem kilkadziesiąt sekund ciszy i ponowiłem wezwania. I tym razem nie otrzymałem odpowiedzi. W słuchawkach salwami powtarzały się trzaski atmosferycznych wyładowań. Ich tłem był szum, tak głęboki i niski, jakby stanowił głos samej planety. Pomarańczowe niebo w przezierniku zaszło bielmem. Jego szkło ściemniało; odruchowo skurczyłem się, na ile pozwoliły pneumatyczne bandaże, zanim, w następnej sekundzie, pojąłem, że to chmury.
10 Jak zdmuchnięta, ławica ich uleciała w górę. Szybowałem dalej, raz w słońcu, raz w cieniu, zasobnik obracał się wzdłuż pionowej osi i olbrzymia, jakby spuchnięta, tarcza słoneczna miarowo przepływała przed moją twarzą, pojawiając się z lewej i zachodząc po prawej. Naraz poprzez szum i trzaski prosto w ucho zaczął gadać daleki głos:
– Stacja Solaris do przybysza, Stacja Solaris do przybysza. Wszystko w porządku.
 

Связаться
Выделить
Выделите фрагменты страницы, относящиеся к вашему сообщению
Скрыть сведения
Скрыть всю личную информацию
Отмена